Wydawnictwo
Kliknij, aby przejść do Wydawnictwa

Miejsce wybrane

Agnieszka Taborska

[KLEZMERHOJS SPÓŁKA Z OGRANICZONĄ ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ, 2019
Stron: 36
Dział:
ISBN: 9788378663454
 
 
 

 

„Ilekroć wysiadam z pociągu w Krakowie, czuję się jak Thomas Hutter u wrót zamku hrabiego Orloka. Duchy wyzierają z każdego kąta, tyle że mniej groźne niż u Murnaua. Nie żywią się krwią, a jedynie bezgłośnie towarzyszą przyjezdnym.
Zaczęłam regularnie przyjeżdżać do Krakowa jako nastolatka. Jeździliśmy z tatą, którego rodzina się stamtąd wywodziła. Potem przyjeżdżałam z koleżankami i przyjaciółmi, ale to jesienne podróże z tatą ukształtowały moje uczucia do tego miasta. Podczas naszych wojaży nigdy nie spytałam ani gdzie jego rodzice mieszkali, ani kiedy i dlaczego przeprowadzili się do Warszawy. Takie pytania rodzą się dopiero w głowach osób po drugiej stronie smugi cienia. Znacznie więc później dowiedziałam się, że na początku lat dwudziestych ubiegłego wieku dziadek, prawnik i urzędnik bankowy, podjął pracę w stolicy, gdzie powstawały centralne urzędy nowego państwa. Taką drogę odbyło wielu młodych ludzi wykształconych w Wiedniu i Galicji. Pozostałością owych zamierzchłych dziejów jest fakt, że tata z galicyjska myli kotlet ze sznyclem. Choć dla mnie – wegetarianki – nie ma to najmniejszego znaczenia.
Nie wiem, dlaczego wyruszaliśmy zwykle w listopadzie. W latach siedemdziesiątych zeszłego stulecia listopady były ciemniejsze, zimniejsze, bardziej deszczowe, mgliste, ciągnące się dłużej, niż ciąg­ną się teraz. Naznaczone piętnem Nocy listopadowej. Kto dziś, prócz polonistów, zna tę sztukę, która wówczas wywoływała u mnie dreszcze na plecach? Listopad – dla Polaków niebezpieczna pora itd.…
Listopady zdawały się mi się wówczas tak długie, bo życie potrzebuje czasu na rozbieg. Wtedy jeszcze nie gnało na złamanie karku. Jak w przypowieści o młodym mnichu, który wstaje o świcie, modli się, po czym cierpliwie brnie przez dzień bez końca, aż wreszcie – gdy stracił wszelką nadzieję, że kiedykolwiek zapadnie noc – przychodzi czas wieczornej modlitwy. Chwilę później młody mnich jest starym mnichem. Dalej zrywa się wcześnie, klepie pacierze – bo nic innego nie potrafi robić, żaden inny pomysł nie przychodzi mu do głowy – po czym jest już pora na modły przed snem. Tak czy owak, kilku­dniowe wypady do Krakowa stanowiły miły przerywnik w listopadowej monotonii”.